Opublikowany przez: ULA 2012-03-25 17:18:46
Wcześniej urodziłam sześciu synów i jedną córeczkę, miałam doświadczenie w wychowywaniu dziecka niepełnosprawnego i czułam się spelniona jako mama. Ale zacznę od początku. W maju 2012 niespodziewanie (mój organizm już nie sygnalizował takiej możliwosci) okazało sie, że mając 45 lat po raz kolejny zostanę mamą. Mój najstarszy syn miał wtedy 22 lata, a najmłodszy 6 (zerówka). Nie powiem, aby ta wiadomość wywołala u mnie falę szczęścia jakie niosły poprzednie ciąże. Moje życie już sie poukładało i troszkę wyszłam z roli "młodej mamy".
Ale przyjęłam to spokojnie i z pewną dozą optymizmu oraz nadzieją,że skoro los zafundował mi taką niespodziankę to z bagażem mego doświadczenia napewno sobie poradzę. I tak po spokojnej ciąży (tylko pod koniec nadciśnienie) urodziłam ,zgodnie z planem w domu, w towarzystwie męża i lekarza pięknego chłopczyka. Wchwili gdy wzięłam go w ramiona poczułam tak rozpierającą mnie miłość,że cały ból, cierpienie,problem wieku i wszelkie obawy przestały mieć znaczenie. Tuliłam w ramionach mokrego jeszcze synka, patrzyłam w jego maleńkie oczy i byłam... w niebie.
Ignaś przytulony do mojej nagiej piersi wyglądał na najzdrowszego noworodka na swiecie - tak też stwirdził lekarz. Pierwsza doba upłynęla pod znakiem rodzinnej radości i miłości. Wszystkie dzieciaki oglądały małego braciszka, cieszyły się nim, a tata pękał z dumy. W nocy zaczęłam podejrzewać,że coś jest nie tak jak trzeba. Ale mimo calego mojego doświadczenia chyba nie chciałam zobaczyć prawdy. W drugiej dobie Ignaś był wyraźnie słabszy, nie chciał ssać piersi i przestał siusiać. Strach, przerażenie, ból - wszystko te uczucia poznałam już rodząc wcześniej niepełnosprawnego Franka. I nie chciałam ponownie przez to przechodzić.
Ale nie było wyjscia. Pojechaliśmy na OIOM. Trudno opisać towarzyszace nam emocje, gdy małego zabrano na badania. Po godzinie dowiedzieliśmy się,że jego stan jest bardzo ciężki, jest pod respiratorem i że najbliższe trzy godziny rozstrzygną o jego zyciu lub śmierci. Pozwolona nam go ochrzcić, a pożniej czekać na wyrok. W nocy poinformowana nas,że stan się ustabilizował, a co dalej dowiemy sie gdy będą jakieś wyniki. Wróciliśmy do domu.
Płakaliśmy i modliliśmy się. W domu dzieci czekały na wiadomosci o braciszku. Nie mogliśmy powiedzieć nic pocieszjącego. Ich smutek rozrywał mnie na kawałeczki. Kolejne dni upływały przynoszac coraz to nowe i niestety nie lepsze wiadomosci. Choroba genetyczna, duże obszary niedotlenienia w mózgu i konieczność przeniesienia do innego, bardziej wyspecjalizowanego szpitala.
Byłam w kompletnym szoku, gdy dowiedziałam się, że mały nie może być karmiony w tym stanie moim pokarmem. Póżniej już przez sondę dostawał ściagane przeze mnie mleko. Spędzajac godziny przy laktatorze czułam, że jest to jedyne co mogę dla niego zrobić. W Akademii Medycznej nie wolno mi było go karmić piersią, bo co chwilę badano mu cukier, a zresztą różne były argumenty ze strony personelu które nie ułatwiały mi naturalnego karmienia.
Tak wiec ściagałam mleko w dzień i w nocy co 2 i pół godziny. Dom stanął na głowie, bo chociaż wszyscy robili co mogli to jednak moja stała nieobecność i uwiązanie do laktatora oraz potworny stres powodował,że wszystko zaczęło się sypać. Po 2 tygodniach dowiedzieliśmy się,że wykluczono wszelkie choroby metaboliczne, że nie ma śladu niedotlenienia i że była to infekcja wrodzona. Po kolejnym tygodniu wrócilam z Ignacym do domu. I tu porażka - nie byłam w stanie nauczyć go ssać piersi. Nie pomogły wizyty w poradni laktacyjej ani podcięcie wędzidełka.
Ja doświadczona mama, która wykarmiłam siódemkę dzieci karmię swoje ósme dzieciątko butelka. Czuje jak gdyby ktoś odebrał mi całą radość tego macierzyństwa. Chociaż mały rośnie i rozwija sie dobrze ja ciagle nie czuję sie "w pełni" mamą. Patrzę na niego i nie wierzę, że jest z nami, rozwazam co zrobiłam źle i gdzie zawiodło moje doświadczenie.
Nie jestem w stanie oddać słowami wszystkich targajacych mną uczuć, ale czuje się tak jakbym po raz pierwszy została mamą, wszystko jest nowe, zaskakujące , a moim nieustannym towarzyszem jest STRACH. I gdyby nie rozpierająca mnie miłośc do synka to poddałabym sie smutkowi i żalowi za tym co stracilam w pierwszych - zwykle najpiękniejszych - dniach jego życia.
Moja nowa życiowa rola – rodzic KONKURS praca nadesłana na adres e-mail
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.